Rozdział 5.
*Lydia*
Minęły dwa dni od kiedy siedzę tu z tym świrem, obiecał, że jeśli będę robić wszystko co mi każe zapewni mnie, że Damon,Dav i Kol są bezpieczni. Mimo, że ten dupek mnie skrzywdził chciałabym być pewna, że ma się dobrze. Wczoraj poprosiłam Wayland'a (tak kazał mi do siebie mówić) o zegar, przyniósł mi go. Jest dokładnie 10.00, godzina w której miałam dostać dowód.
Oparłam głowę o murek do którego byłam przywiązana, jakby był w ogóle jakiś sposób ucieczki. Drzwi zamyka na trzy zamki, dodatkowo pilnuje ich strażnik, który leciutkim pchnięciem mógłby mnie zabić. Jest tu tylko jedno małe okienko, pierwszego dnia próbowałam przez nie wyjść, ale ten budynek jest objęty jakąś naprawdę silną, magiczną barierą.
W końcu drzwi otworzyły się, stał w nich Wayland z małym monitorkiem.
- Głodna?
- Pokaż mi. -Właściwie to jestem głodna jak cholera, ale o jedzenie będę błagać później.
- Jak sobie życzysz.
Na monitorku najpierw pojawił się tylko biały obraz, czekałam cierpliwie aż ukaże się na nim któreś z trójki moich przyjaciół. Nie musiałam czekać długo. Byli nagrywani przez kamerę, byli w jakimś hotelu. Damon stał na przeciwko Daviny, która całą się trzęsła i płakała, Kol obejmował ją ramieniem. Damon coś im tłumaczył, miał podkrążone oczy, był cały brudny i blady. Wyglądał okropnie. Starłam się zrozumieć co mówią, ale było to strasznie nie wyraźne, jak bełkot. Po chwili jednak mogłam wszystko rozumieć.
- Zamknij się czarownico od siedmiu boleści, gówno umiesz. Nie możesz jej pomóc czy nie chcesz?! Ona była gotowa oddać za ciebie życie, to ciebie najpierw chcieli suko! - Tak typowy Damon, obwinia wszystkich tylko nie siebie.
- Nie mów tak do niej! - krzyknął Kol.
- Przepraszam. - słucham? Czy ten Damon Salvatore właśnie przeprosił Davine? Nie wierzę.
- Koleś powiedz wprost, co się stało? Oprócz tego, że porwali Lydię, chowasz przed nami jakiś liścik i obwiniasz się za coś?
- Czy ty i Lydia...? - spytała Dav, byłam już gotowa na odzywkę w stylu "Zabawka jak każda inna". W tym samym momencie w którym miał zacząć mówić, Wayland wstał i probował wyłączyć urządzenie, nie udało mu się. Słyszałam wszystko, nie ważne, że od połowy zdania, już wiem wszystko.
- ...To nie ja mówiłam, wstąpił w moje ciało, chciał, żeby mnie nienawidziła. Nie mogła wiedzieć, że ją Kocha... - obraz zniknął, ale wiem co chciał powiedzieć.
- Jak to zrobiłaś?! Jak?! Nie masz magii, jesteś niczym! - Wayland podstawił mi nóż pod gardło, tyle, że to naprawdę nie byłam ja. - Zabije ich, wszystkich po kolei,a ty będziesz na to patrzeć!
Zdjął z górnej szafki kilka sztyletów, magicznie włączył monitor, na razie był tylko biały.
- Nie, nie, nie, nie!
- Sama tego chciałaś! Mówiłem żadnych gierek?
- Nic nie zrobiłam! - ale on już wyszedł. - Przysięgam..to nie byłam ja.
*Davina*
Wróciłam do pokoju po nieciekawej rozmowie z Damon. Jego wyznanie naprawdę mnie wzruszyło. Lydia zawsze chciała mieć kogoś takiego obok siebie, ale nikt nigdy nie był tak odpowiedni jak Damon.
Rzuciłam się na łóżko, miał prawo być mnie zły, od dwóch dni próbuje magicznie nawiązać z nią wieź, dowiedzieć się gdzie jest, ale nic. Czuje coś mocnego, tylko tyle. Coś jakby bariera, ale nie taka umysłowa. Czuje ją po sekundzie, Lyd musi być blisko. Niestety póki nie widzę tego miejsca, drogi do niego, po protu nic, pustka.
Postanowiłam spróbować kolejny raz i znowu to uczucie. Usłyszałam pukanie. Najpierw myślałam, że to w dzieje się w moim umyśle, że to do niej ktoś puka, ale nie, pukanie było prawdziwe.
- Damon, przepraszam, ale chyba oboje powinniśmy być sami.
Chyba zrozumiał i poszedł sobie, bo pukanie odeszło. Zamknęłam oczy i próbowałam dalej.
Ciemne miejsce, jedno okno, strażnik, sztylet. Te rzeczy były w moim umyślę. Czułam je i widziałam. W końcu jakaś podpowiedz, w końcu coś wiem. Teraz mamy większe szanse na znaleznie jej!
Znowu ktoś pukał. Podskoczyłam na równe nogi.
- Damon! Udało się! Udało! -szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Tyle że tam wcale nie było Damona.
Zobaczyłam postać w czarnym długim płaszczu który zasłaniał całe jego ciało. Jego twarzy też nie było widać.
- Witam. - uśmiechnął się irononicznie, starałam się szybko zamknąć drzwi, jednak on był szybszy. Wbił mi w brzuch nóż z truciznom i zniknął.
- Kol... - upadłam na ziemie. - Kol... - wyjęłam nóż. - Kol! - nie miałam już na nic sił. Położyłam głowe na dywanie. Chce się pożegnać, tylko o to proszę siebie. Wytrzymaj Dav, wytrzymaj dla niego - powtarzała sobie. Po chwili dwie postacie stały nade mną Damon i Kol.
- Jesteś..
Wziął mnie w ramiona, nie czułam żadnego bólu, jedynie rozpacz i przerażający smutek.
- Cii, nic nie mów. - płakał, miał identyczną minę jak ja kiedy to jego już miało nie być, wtedy kiedy żegnałam się z nim. - Kocham Cię, Dav, zrób to dla mnie.
- Kocham Cię Kol. - otarłam jego łzy, wszystko będzie dobrze. - Damon..nawiązałam więź, to wam pomoże: Ciemne miejsce, jedno okno, strażnik, sztylet. Rozumiesz?
- O czym ty mówisz?
- Ciemne miejsce, jedno okno, strażnik, sztylet. - powtarzałam. - Przekażcie Lydii, że ją kocham.
- Sama jej to powiesz.
Spojrzała na Kola który bezradnie próbował powstrzymać krwawinie.
- Kocham Cię. - powtórzył.
- Mówiłeś już to. - zaśmiałam się.
- I powiem jeszcze nie raz. Kocham Cię i nie zostawisz mnie, ani teraz ani nigdy.
- Kol...nie oszukujmy się, nic już nie zrobisz. Kocham Cię, jesteś miłością mojego życia, nikogo bym tak nie pokochała.
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nie miałam sił, powoli zamykałam oczy, usłyszałam jeszcze krzyki Kola.
Czy już umarłam? Czemu to trwa tak długo? Nie mogłam niczym ruszyć, ale otwarłam oczy. Leżałam w jakimś ciemnym i zimnym pomieszczeniu. Jeszcze nie umarłam, mogłam wstać. Rozejrzałam się, to nie jest prawdziwe, to dzieje się w mojej głowie, ale ja tu już była. Widziałam już to okno. Lydia! Leżała przywiązana do jakiegoś słupa i powtarzała w jedno zdanie. "Nie umrzesz, nie tak, nie dziś"
Oh Lydio, o czym ty mówisz? Podeszłam do niej, wiem, że nie mogę jej dotknąć, to tylko moje wyobrażenie. Po prostu umieram, ale skoro robie to ostatni raz dotknę jej, zawsze byłam ciekawa co się stanie kiedy dotknę kogoś w mojej głowie. Ostrzegano mnie przed tym, ale już nic nie stracę.
Przyłożyłam rękę do jej policzka. Dotknęłam go, mogłam poczuć wszystko, to nie żaden sen. To prawda, jestem obok niej!
__________________________________________________________________________________
Tak jak wam obiecałam rozdział jest dziś. Mi samej wydaje się trochę chaotyczny, mam jednak nadzieję, że bedzie wam się podobał. Z góry również przepraszam za wszelkie błędy i opóźnienia, ale jestem chora, wiecie jak to jest. Mam także nadzieję, że zostawicie komentarz z opinią!