sobota, 12 września 2015

Rozdział 5.

*Lydia*
Minęły dwa dni od kiedy siedzę tu z tym świrem, obiecał, że jeśli będę robić wszystko co mi każe zapewni mnie, że Damon,Dav i Kol są bezpieczni. Mimo, że ten dupek mnie skrzywdził chciałabym być pewna, że ma się dobrze. Wczoraj poprosiłam Wayland'a (tak kazał mi do siebie mówić) o zegar, przyniósł mi go. Jest dokładnie 10.00, godzina w której miałam dostać dowód. 
Oparłam głowę o murek do którego byłam przywiązana, jakby był w ogóle jakiś sposób ucieczki. Drzwi zamyka na trzy zamki, dodatkowo pilnuje ich strażnik, który leciutkim pchnięciem mógłby mnie zabić. Jest tu tylko jedno małe okienko, pierwszego dnia próbowałam przez nie wyjść, ale ten budynek jest objęty jakąś naprawdę silną, magiczną barierą. 
W końcu drzwi otworzyły się, stał w nich Wayland z małym monitorkiem. 
- Głodna? 
- Pokaż mi. -Właściwie to jestem głodna jak cholera, ale o jedzenie będę błagać później. 
- Jak sobie życzysz. 
Na monitorku najpierw pojawił się tylko biały obraz, czekałam cierpliwie aż ukaże się na nim któreś z trójki moich przyjaciół. Nie musiałam czekać długo. Byli nagrywani przez kamerę, byli w jakimś hotelu. Damon stał na przeciwko Daviny, która całą się trzęsła i płakała, Kol obejmował ją ramieniem. Damon coś im tłumaczył, miał podkrążone oczy, był cały brudny i blady. Wyglądał okropnie. Starłam się zrozumieć co mówią, ale było to strasznie nie wyraźne, jak bełkot. Po chwili jednak mogłam wszystko rozumieć. 
- Zamknij się czarownico od siedmiu boleści, gówno umiesz. Nie możesz jej pomóc czy nie chcesz?! Ona była gotowa oddać za ciebie życie, to ciebie najpierw chcieli suko! - Tak typowy Damon, obwinia wszystkich tylko nie siebie. 
- Nie mów tak do niej! - krzyknął Kol. 
- Przepraszam. - słucham? Czy ten Damon Salvatore właśnie przeprosił Davine? Nie wierzę. 
- Koleś powiedz wprost, co się stało? Oprócz tego, że porwali Lydię, chowasz przed nami jakiś liścik i obwiniasz się za coś? 
- Czy ty i Lydia...? - spytała Dav, byłam już gotowa na odzywkę w stylu "Zabawka jak każda inna". W tym samym momencie w którym miał zacząć mówić, Wayland wstał i probował wyłączyć urządzenie, nie udało mu się. Słyszałam wszystko, nie ważne, że od połowy zdania, już wiem wszystko. 
- ...To nie ja mówiłam, wstąpił w moje ciało, chciał, żeby mnie nienawidziła. Nie mogła wiedzieć, że ją Kocha... - obraz zniknął, ale wiem co chciał powiedzieć. 
- Jak to zrobiłaś?! Jak?! Nie masz magii, jesteś niczym! - Wayland podstawił mi nóż pod gardło, tyle, że to naprawdę nie byłam ja. - Zabije ich, wszystkich po kolei,a ty będziesz na to patrzeć! 
Zdjął z górnej szafki kilka sztyletów, magicznie włączył monitor, na razie był tylko biały. 
- Nie, nie, nie, nie! 
- Sama tego chciałaś! Mówiłem żadnych gierek?
- Nic nie zrobiłam! - ale on już wyszedł. - Przysięgam..to nie byłam ja. 

*Davina* 
Wróciłam do pokoju po nieciekawej rozmowie z Damon. Jego wyznanie naprawdę mnie wzruszyło. Lydia zawsze chciała mieć kogoś takiego obok siebie, ale nikt nigdy nie był tak odpowiedni jak Damon.
Rzuciłam się na łóżko, miał prawo być mnie zły, od dwóch dni próbuje magicznie nawiązać z nią wieź, dowiedzieć się gdzie jest, ale nic. Czuje coś mocnego, tylko tyle. Coś jakby bariera, ale nie taka umysłowa. Czuje ją po sekundzie, Lyd musi być blisko. Niestety póki nie widzę tego miejsca, drogi do niego, po protu nic, pustka. 
Postanowiłam spróbować kolejny raz i znowu to uczucie. Usłyszałam pukanie. Najpierw myślałam, że to w dzieje się w moim umyśle, że to do niej ktoś puka, ale nie, pukanie było prawdziwe. 
- Damon, przepraszam, ale chyba oboje powinniśmy być sami. 
Chyba zrozumiał i poszedł sobie, bo pukanie odeszło. Zamknęłam oczy i próbowałam dalej. 
Ciemne miejsce, jedno okno, strażnik, sztylet. Te rzeczy były w moim umyślę. Czułam je i widziałam. W końcu jakaś podpowiedz, w końcu coś wiem. Teraz mamy większe szanse na znaleznie jej! 
Znowu ktoś pukał. Podskoczyłam na równe nogi. 
- Damon! Udało się! Udało! -szybkim ruchem otworzyłam drzwi. Tyle że tam wcale nie było Damona. 
Zobaczyłam postać w czarnym długim płaszczu który zasłaniał całe jego ciało. Jego twarzy też nie było widać. 
- Witam. - uśmiechnął się irononicznie, starałam się szybko zamknąć drzwi, jednak on był szybszy. Wbił mi w brzuch nóż z truciznom i zniknął. 
- Kol... - upadłam na ziemie. - Kol... - wyjęłam nóż. - Kol! - nie miałam już na nic sił. Położyłam głowe na dywanie. Chce się pożegnać, tylko o to proszę siebie. Wytrzymaj Dav, wytrzymaj dla niego - powtarzała sobie. Po chwili dwie postacie stały nade mną Damon i Kol. 
- Jesteś.. 
Wziął mnie w ramiona, nie czułam żadnego bólu, jedynie rozpacz i przerażający smutek. 
 - Cii, nic nie mów. - płakał, miał identyczną minę jak ja kiedy to jego już miało nie być, wtedy kiedy żegnałam się z nim. - Kocham Cię, Dav, zrób to dla mnie. 
- Kocham Cię Kol. - otarłam jego łzy, wszystko będzie dobrze. - Damon..nawiązałam więź, to wam pomoże: Ciemne miejsce, jedno okno, strażnik, sztylet. Rozumiesz? 
- O czym ty mówisz? 
Ciemne miejsce, jedno okno, strażnik, sztylet. - powtarzałam. - Przekażcie Lydii, że ją kocham. 
- Sama jej to powiesz. 
Spojrzała na Kola który bezradnie próbował powstrzymać krwawinie. 
- Kocham Cię. - powtórzył. 
- Mówiłeś już to. - zaśmiałam się. 
- I powiem jeszcze nie raz. Kocham Cię i nie zostawisz mnie, ani teraz ani nigdy. 
- Kol...nie oszukujmy się, nic już nie zrobisz. Kocham Cię, jesteś miłością mojego życia, nikogo bym tak nie pokochała. 
Chciałam coś jeszcze powiedzieć, ale nie miałam sił, powoli zamykałam oczy, usłyszałam jeszcze krzyki Kola. 
Czy już umarłam? Czemu to trwa tak długo? Nie mogłam niczym ruszyć, ale otwarłam oczy. Leżałam w jakimś ciemnym i zimnym pomieszczeniu. Jeszcze nie umarłam, mogłam wstać. Rozejrzałam się, to nie jest prawdziwe, to dzieje się w mojej głowie, ale ja tu już była. Widziałam już to okno. Lydia! Leżała przywiązana do jakiegoś słupa i powtarzała w jedno zdanie. "Nie umrzesz, nie tak, nie dziś"
Oh Lydio, o czym ty mówisz? Podeszłam do niej, wiem, że nie mogę jej dotknąć, to tylko moje wyobrażenie. Po prostu umieram, ale skoro robie to ostatni raz dotknę jej, zawsze byłam ciekawa co się stanie kiedy dotknę kogoś w mojej głowie. Ostrzegano mnie przed tym, ale już nic nie stracę.
Przyłożyłam rękę do jej policzka. Dotknęłam go, mogłam poczuć wszystko, to nie żaden sen. To prawda, jestem obok niej! 

__________________________________________________________________________________
Tak jak wam obiecałam rozdział jest dziś. Mi samej wydaje się trochę chaotyczny, mam jednak nadzieję, że bedzie wam się podobał. Z góry również przepraszam za wszelkie błędy i opóźnienia, ale jestem chora, wiecie jak to jest. Mam także nadzieję, że zostawicie komentarz z opinią!

piątek, 14 sierpnia 2015

Rozdział 4. 

*Lydia* 
Staliśmy chwilę wpatrzeni w siebie nie wiedząc co dokładnie teraz robić. Damon nie był przecież pierwszym chłopakiem, który mnie pocałował, ale zrobił to w sposób...nawet nie wiem jaki. Po prostu poczułam coś innego niż zawsze. Nagle przeszło mi przez myśl, że dla niego to tylko zabawa, kolejna dziewczyna do zaliczenia. Nie myliłam się. 
- Jesteś taka łatwa, jesteś nikim. 
-Damon? Ale..o czym ty mówisz?
- Nic dla mnie nie znaczysz, rozumiesz? Jesteś jak każda inna, nie zasługujesz na mnie.
Czułam jak łzy napływają mi do oczu, serce waliło jak głupie. Czułam, że cała się trzęsłam, nie było mi zimno. To strach, boje się tego odrzucenia, znowu będę sama. 
 Jestem taka naiwna jak mogłam myśleć, że coś do mnie czuje, że robi to by mi pomóc. Stał przede mną z tym idiotycznym uśmieszkiem, rękami skrzyżowanymi na piersi, nic go nie obchodzą moje uczucia. 
Nie czuł tego, jedyne co on teraz czuje to zadowolenie, że żadna mu się nie oprze. Co ze mnie za naiwna idiotka. Ale to nawet dobrze, nie mam dla kogo tu dalej być, nic nie zagraża mojemu planu.  
- Gratuluję. - to jedyne co byłam w stanie mu teraz powiedzieć i ruszyłam w stronę auta. 
Kol i Davina  już nie spali, kiedy wsiadałam do auta piorunowali mnie wzrokiem. 
- Ty i Damon?! - krzyknęła Dav. - Nie wiem co powiedzieć. - rozśmiała się. 
- Więc się zamknij. 
Otarłam łzę spływającą po moim policzku. Dlaczego tak bardzo przejmuje się jakimś idiotą? 
Dlaczego przez niego jestem taka okropna dla przyjaciółki?
- Przepraszam. - szepnęłam, a  Damon wsiadł do samochodu. 
Nic nie powiedziałam, miałam racje, tylko o jedno mu chodziło. Odwróciłam się w stronę okna starając się zachować spokój. "Nic dla mnie nie znaczy, ani on, ani ten pocałunek, nic." - powtarzałam sobie. Tym razem byłam już tak zmęczona, że zasnęłam od razu. 

*Davina* 
Pokój w hotelu który musiałam dzielić z Kolem był okropnie mały, ale to nic. Nie ważne jaki gdzie i jak, ważne z kim, prawda? 
Jako jedyna wciąż nie widziałam całej pracy, a dobrze wiem, że oni wiedzą wszystko. Teraz jakoś nie mogła o tym myśleć. 
Kol znowu tu jest. To naprawdę on, mój prawdziwy Kol.  Wciąż trudno mi w to uwierzyć, ale jest tutaj, mogę go dotknąć, być z nim, czuć ciepło jego ciała, to wszystko jest realne. 
Nigdy nie pozwolę mu odejść, nie ważne jaka czeka mnie cena za te kilka chwil z nim. 
- Zmęczona? - spytał w końcu wyciągając mnie z zamysłu. 
- Ani trochę. 
- Więc...mamy cały dzień dla siebie i musimy tutaj siedzieć. 
- Nie mam zielonego pojęcia co będziemy robić. 
- Ja też nie. - roześmiał się kładąc mnie na łóżko. - Nic nie przychodzi mi do głowy. 
Ściągnął koszulę i wyrzucił ją przez okno, to samo zrobił ze spodniami.
- Głupku! Już tego nie znajdziesz. 
- Hm, a komu to potrzebne? 
Pocałował mnie delikatnie ściągając mi bluzkę. Przejechałam ręką po jego klatce piersiowej. 
- Tęskniłem za tobą wiesz? 
- Wiem. 
- Ale nie wiesz jak cholernie cię kocham i nigdy nie pozwolę cię skrzywdzić, nigdy. 

*Damon* 
  
Czemu te dziewczyny są takie niezdecydowane. 
"Tak Damonie całuj mnie, ale nie po co to zrobiłeś draniu" - tak wygląda ich logika. Nie kochałem nikogo, nikogo oprócz tej suki Katherine i myślałem, że już nikt nie rozbudzi we mnie tych emocji. 
A potem zobaczyłem ją. Tą którą miałem chronić. Nie przypominała Katherine ani trochę, wyglądała inaczej i była całkiem inna. Ciepła, miła, uśmiechnięta, szczera i dobra. Emanowało od niej tyle kolorów, tyle emocji. Jest inna od wszystkich, wyjątkowa. Taka jest Lydia. Poświeci wszystko dla przyjaciół, nawet nie jestem jej wart.
Pytanie brzmi co takiego stało się, że się do mnie nie odzywa? I co miłą znaczyć to Gratuluję? 
"Oh, gratuluję Damonie całujesz najlepiej na świecie" albo "Gratuluję teraz będziemy razem, ale ukrywajmy to", nie wiem. To do niej nie podobne, to otwarta dziewczyna. 
Zawsze mówi o swoich uczuciach bez zawahania, czasem nawet jest zbyt szczera, ale to urocze. Choć nazywa mnie idiotą, choć mówi, że jestem tylko zapatrzonym w siebie wampirem, który nie zaważa na nic i nikogo, to wcale tak nie uważa. Wie, że to nie prawda. Nikt nie wie, że znamy się już długo, na tyle długo, że zdążyłem poznać ją całą. Dowiedzieć się jaka jest naprawdę. To wspaniała dziewczyna, która nie zasłużyła na to zło które ją spotkało i na pewno jeszcze spotka. 
Sam nie wierzę, że to wszystko mówie. 
To jak nie ja. Tyle, że to właśnie uważam, to chciałem jej powiedzieć, tylko, że przy niej jest mi trudno ubrać cokolwiek w słowa. 
Trudno mi przy niej być Damonem.
Teraz jedynym rozwiązaniem jest spytanie jej, nie będę czekać. Musze wiedzieć o co jej chodzi, bo przecież całuje świetnie to jasne. 
Specjalnie wynająłem Lydii pokój obok mojego, zapukałem i liczyłem na to,że otwierając dziewczyna nie da mi w twarz. 
- Lydia? Jesteś tam? Nie wiem co zrobiłem, ale..przepraszam. Cholera to słowo tak trudno wymówić. Zależy mi, naprawdę. Możesz otworzyć i mi to wyjaśnić?
Czekałem jeszcze chwilę, po czym po prostu wyważyłem drzwi, zamknąłem oczy.
- Jeśli jesteś naga albo w kąpieli wiedz,że mi to nie przeszkadza. 
Nikt nie odpowiadał, więc je otworzyłem. Lydii nie było ani w pokoju ani w łazience. Na łóżku leżała jedynie karteczka z napisem "Powąchaj". 
Oj Lydio co to za gierka. Przyłożyłem nos do kartki i jakby ktoś puścił film, przed moimi oczami ukazała się ostatnia noc. Mówiłem okropne rzeczy Lydii, miała łzy w oczach, ale przecież takie coś nie miało miejsca, nigdy bym tak nie powiedział. 
Otworzyłem karteczkę i zacząłem czytać dalej. 

"Przykro mi Damon, ona musiała wieżyć, że jej nienawidzisz.
Zabrałem twoje ciało tylko na minutkę, nie złość się i tak jej nie kochasz
Teraz poczeka u mnie. Poczeka na dzień w którym spełni swoja powinność 
Umrze myśląc, że jest sama, że jej nie kochasz.
Serdeczne pozdrowienia" 

Ty gnoju, teraz rozumiem. Lydio nigdy bym tego nie robił, nigdy bym tego nie powiedział, jesteś zbyt delikatna. Nikt nie miał prawa by tak do ciebie mówić. - powtarzałem tak jakby miała mnie usłyszeć. - Kocham Cię 


----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
 Jak wam się podoba? Kto myślała, że Damon a początku mówi serio? Mam nadzieję, że wam się podobało i zostawicie komentarzyk z opinią,. :) 
 

wtorek, 4 sierpnia 2015

Rozdział 3.

*Lydia*
 
- Puszczaj! - zeskoczyłam z jego ramion otrzepując sukienkę. Davina patrzyła na mniej jak na wariatkę, ale przecież nią nie jestem. Chociaż..ostatnio trochę tak się zachowuje.
- Wszystko gra? - Damon niby poruszony tym co się stało podszedł do mnie i obciął, ale ja się dam na brać na te jego gierki. Wszyscy już widzą jakim palantem jest, więc nie wiem po co udaje przejętego. - Mówię poważnie, nic ci nie jest?
Pokręciłam tylko głową.
- C-co to do cholery było? - spytała w końcu Davina.
- Myślałam, że nie chcesz się mieszać.
- Chwila, przecież taka była umowa, tak? Ona musi iść z nami. - stwierdził Kol i popatrzył znacząco na dziewczynę. Ona jednak w dalszym ciągły patrzyła na mnie czekając na normalną odpowiedź. Gdybym tylko sama wiedziała, może nawet był jej to wszystko wyjaśniła, ale nie wiem.
- Wynośmy się stąd zanim wróci. - rzucił Damon nakładając na siebie czarną skórzaną kurtkę, którą nosi, hm, zawsze.
- Nigdzie nie pójdę do póki nie powiecie mi prawdy.
- Davina.. - Kol zaczął stukać palcem o stolik ze zdenerwowania.
- Dobrze, wyjaśnię jej to kolejny raz, tym razem prościej żeby nasza malutka koleżaneczka dokładnie zrozumiała - zaczął Damon, któremu najwyraźniej bardzo się śpieszy. - A więc tak, tamten pan z krainy Oz czy innej czarlandi łaknie zemsty, nie wiadomo na kim i czemu, chyba ma zły dzień. Tamta tam piękna rudowłosa dziewczyna, którą chciał porwać jest księżniczką czegoś tam, a ja zostałem wyznaczony na jej rycerza, giermka, przyjaciela, jak zwał tak zwał. - opowiadał, czyszcząc w tym samym czasie coś co znalazł obok kominka.
 -Natomiast ty, ha, to zabawna historia. Masz być złożona w ofierze, czy coś w tym stylu, ale nasza cudowna Lydia chce poświęć się za ciebie, aczkolwiek najpierw musimy spełnić misje czegoś tam. Znaleźć jakieś rzeczy, dopasowane do każdego z nas. A twój kochaneczek to nie wiem co tu robi.
- Ale powiedziałaś, że trzecią misją jest "on", myślałam, że to Damon, ale nie. Więc jak mamy znaleźć rzecz przypasowaną do niego? - spytała Davina, chryste czy ona kiedyś przestanie zadawać te pytania?
- Nie wiem.
             W końcu Kol przekonał Davinę do wyjazdu, spakowała więc plecak wielkości takiej jak mój i wyszliśmy. Samochód Damona był mały, ale wszyscy się zmieściliśmy. Usiadłam z przodu.W przeciwieństwie do Kola i Dav nie czułam zmęczenia czy senności. Droga bardzo się ciągnęła chociaż od dawna wiedziałam, że nie będzie to tylko godzinka jazdy. W tej chwili wszystko wydawało się takie piękne, łąka otaczająca nas, ptaki, gwiazdy, nawet Salvatore siedzący obok nie przeszkadzał mi. Wiatr wiejący mi prosto w twarz sprawił, że zechciałam położyć się na chwilę, powoli zamykałam oczy, a moja głowa leciała w bok kiedy nagle z czymś się zderzyła. No tak, ramie Damona. 
- Może zrobimy chwilę przerwy, mam dość siedzenia za kierownicą. 
Wszyscy zgodnie przytaknęli. Zatrzymaliśmy się na pierwszym zjeździe. Wysiadłam jako pierwsza. Parka z tyłu postanowiła przespać się jeszcze w samochodzie, więc byłam skazana na spędzenie tych kilku minut sam na sam z aroganckim wampirem, super. Usiadłam więc na skraju trawy i patrzyłam na gwiazdy, wydawały się dziś piękniejsze niż zawsze. 
- Naprawdę się martwie. - stwierdził siadając obok. 
- Czyżby?
- Lydia, mówię poważnie, musi byc inne rozwiązanie. 
- Nie ma, zresztą od kiedy cię to tak obchodzi?
- Od kiedy dotyczy ciebie. 
Parsknęłam śmiechem, jestem silna i nie dam mu się tak łatwo podejść. 
- Nie mam ochoty na te śmieszne rozmowy z tobą - miałam zamiar wstać, kiedy pociągnął moją rękę. Poczułam słodycz jego ust. Miałam ochotę się wyrwać, ale co by to dało i tak jest silniejszy. Po za tym nie całował tak źle jak na to wygląda. Uśmiechnął się do mnie, jednak ja nie dałam mu żadnego pozytywnego znaku, więc objął mnie i pocałował jeszcze raz. 
- Czy to brzmi na tyle poważnie żebyś mi uwierzyła? 
Tym razem nie mogłam się oprzeć spojrzałam na chwilę na ziemie, po czym wróciłam wzrokiem do niego i uśmiechnęłam się.


-----------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
Oto mamy trzeci rozdział! Tym razem trochę krótszy, ale obiecuje następny będzie dłuższy. Jakie macie zdanie? Mam nadzieję, że skoro tu jesteś to zostawicie komentarz z opinią, nawet negatywną. Tak czy tak, jest to bardzo motywujące. :)

poniedziałek, 27 lipca 2015

Rozdział 2.

*Davina*

Stanęłam jak wryta. Damon jest "nim", świetnie, po prostu cudownie się zaczyna. Obróciłam się i pytająco spojrzałam na Lydię. Ona jednak nie raczyła spojrzeć na mnie, wpatrywała się dzikim wzrokiem w wampira. Wyglądała jakby była gotowa zabić go jednym skinieniem palca. 
- Nie powinno Cię tu być. - stwierdził Damon idąc w jej stronę. 
- Kazał mi. 
Chwila co? On? Czyli Damon nie jest "nim"? Ta dwójka jest bardziej tajemnicza niż myślałam. 
Wzdychając rzuciłam się na fotel, oni wyglądają jakby znali się już od dawna, ale Lyd nigdy nie wspominała mi o nim, nigdy ani słowem o kimś takim jak Damon. A może to ja nie zwróciłam na to uwagi, może była w niebezpieczeństwie już dłużej, ale ona nie wygląda na wystraszoną, wygląda na wkurzoną. Jest taka drobna, a w tym momencie jest w niej tyle gniewu.
Przestałam ich słuchać co była niesłuszne z moich rozmyśleń wyrwał mnie krzyk Lydii. 
Nagle nie wiem czemu rzuciła szklanką w ścianę. 
- Gdybym tylko mogła ty idioto, to bym to zrobiła. 
- Oh, no oczywiście księżniczko krzyku. - roześmiał się. 
- O czym wy do cholery mówicie? - spytałam w końcu, a oni po prostu mnie zignorowali. 
- Ja przynajmniej wiem co to poświęcenie! 
- Myślisz, że ja nie? Damon! Ja.. - myślałam, że się rozpłacze, ale zebrała siły i odetchnęła - To nie twoja matka umarła, więc daj mi łaskawie spokój. 
- Halo! Może mnie posłuchacie? - nie wytrzymałam, mam  w sobie tyle emocji, nic nie rozumiem, a jedyne czego chce to Kol, czy to takie trudne. - O co chodzi? Znacie się? Czego on od ciebie..od nas chce? Powiecie mi w końcu?
Lydia otworzyła buzie po czym ją zamknęła i błagalnie spojrzała na Damona. On przewrócił oczami i zmierzył mnie wzrokiem. 
- Irytuje mnie. Mogę się jej szybko pozbyć.- stwierdził po czym uśmiechnął się i przekrzywił głowę na bok. 
Bezczelny. Bezczelny dupek. Tyle o nim słyszałam, widziałam go kilka razy, ale nie chciałam osądzać. Jednak teraz wiem, to zwykły dupek. Ma w dupie wszystko dookoła niego, ma gdzieś mnie, Lydie czy Kola. Spojrzałam na niego, a on  odleciał w stronę ściany. 
- Nie zadzieraj ze mną. - rzuciłam. - Nie obchodzą mnie wasze misje, nic oprócz Kola mnie nie obchodzi. Powiedz mi co mam zrobić i miejmy to z głosy. 
Lydia skinęła głową i kazała mi usiąść, nożyczkami odcięła kosmyk moich włosów po czym dodała go do reszty czegoś co zrobiła wczoraj, nawet ja nie do końca wiem co to jest, ale uznajmy, że jej ufam. Podała mi miksturę i kazała wypić. 
- Chyba żartujesz. - nie pachniało to dobrze i wcale lepiej nie wyglądało, ale Kol jest warty tego, tego i o wiele więcej. Powoli wypiłam zawartość szklanki i odpłynęłam. 

*Lydia*
- Spokojnie, zaraz się obudzi, macie dla siebie wieczność. - Davina mnie zabije, ale to jest to czego tak naprawdę chciała, a my potrzebujemy jej takiej. 
- Znienawidzi mnie za to. - stwierdził, po czym ujął delikatnie jej rękę. Nie pozwolę na to, oni są dla siebie stworzeni. Uśmiechnęłam się lekko i spojrzałam na idiotę opierającego się o ścianę. 
On zdecydowanie teraz tu przeszkadza, ruszyłam w jego stronę, a on jak to on rzucił ten swój złowieszczy uśmieszek. 
- Ruszamy laleczko?
- Zamknij się i wyjdź.
- Oh, ranisz mnie. - osunął się na fotel. 
 Palant...i to niedojrzały, ale dobrze, niech patrzy co to prawdziwa miłość. Gdy odwróciłam się w stronę fotela, Davina miała już lekko otwarte oczy i chyba starała się coś powiedzieć. Podeszłam bliżej by usłyszeć dokładnie co mówi, tak jak myślałam, powtarza jego imię. "Kol..Kol to nie możliwe, jesteś tu czy umarłam?" Biedny Kol nie wiedział co zrobić, nie mógł powiedzieć, że nie umarła.
- Najpierw przykre wiadomości, Davino jesteś teraz wampirem, ale też czarownicą. - powiedziałam to w zaledwie sekundę, chciałam to zrobić szybko, zamknęłam oczy i wiedziałam, że w moją stronę poleci teraz jakaś lampa czy coś co będzie pod jej ręką. Jednak nic. Nic nie poczułam, więc powoli otwarłam oczy i ujrzałam jedną z piękniejszych scen. 
- Kocham Cię, jesteś warty tej zmiany, kocham Cię, - serio? Nic? Żadnej "Nienawidzę Cię Lydio" czy "Wynoś się stąd"? 
Kol powoli pomógł jej wstać, przytulił ją tak mocno, że myślałam, że ją to boli. Chociaż napewno nie tak jak to co jej zrobiłam. Zdałam sobie sprawę, że to nie ją to boli, to boli mnie. Ja straciłam już wszystkich, których kocham, a nie mam nikogo takiego jak Kol. Ostatnia osoba, która ze mną rozmawia to Damon, wspaniale. Mam teraz tylko nadzieję, że wszystko pójdzie dobrze, że dam radę, tym razem muszę, nie mam już nic do stracenia. Zniszczyłam wszystko, a teraz muszę to naprawić, a do tego jest mi potrzebny Damon. W końcu muszę przeżyć jeszcze te dwa miesiące, dwa ostatnie miesiące 
- Cóż za cudowna scena, zakochani, zapatrzony w siebie wampir i Banshee z depresją. Moja mała Lydia, aż przykro patrzeć, ale nie martw się kochaniutka skończę to szybciej niż myślisz. Po co czekać, aż dwa miesiące. To kupa czasu nie sądzicie? Jeszcze mogłabyś...zakochać się? To chyba ostatnie czego byś teraz chciała, prawda? 
To jest "on", wiem, że Davina myślała, że jest nim Damon, ale aż dziwnie mi to mówić, Damon jest tym dobrym.
Tak naprawdę nikt nie wie kim on  jest i czego chce. Nosi maskę, nawet nie znam jego twarzy, a głos ma jak siedemdziesięciolatek, jednak jego ruchy mówią coś innego. Tak jak ostatnio czułam się bezpiecznie, teraz przeszywa mnie strach i dziwne uczucie, tak jakby moja tarcza ochronna zniknęła, choć Damon stał dwa kroki ode mnie.
Stwór zlecił niżej, był teraz metr ode mnie, wydawałoby się, że już stoi na ziemi, ale tak nie było. W ręce trzymał nóz, a na kieszeni jego kurtki widniał napis "Woltet", nie wiem czy to coś ma znaczenie, czy to jego imię, nick, nazwisko. Podleciał jeszcze bliżej mnie, chwycił za gardło. Obrócił tyłem do siebie tak aby oni mogli widzieć moją twarz. Przyłożył mi nóż do gardła, zaczęłam panikować, a łzy ściekały mi po policzkach. Zacisnęłam wargi. 
 Czekałam, aż ktoś mi pomoże. Wiem to beznadziejne, czekać na czyjąś pomoc, ale co innego mi zostało?
Staliśmy tak przez kilka chwil, kiedy zorientowałam się, że On steruje ruchami moich przyjaciół. 
W jednej chwili wzniósł nas ponad dom, oczywiście rozwalając dach, a w drugiej kiedy byliśmy już tak wysoko, że nie widziałam nic na dole puścił mnie. 
Zapomniał jednak o czymś, leciał prosto do góry i przestał sterować Damon, więc przeleciałam przez dziurę w dachu prosto w ciepłe ramiona Damona. 
- Witaj śliczna. 
------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc oto jest rozdział drugi. Co sądzicie? Jeśli już tu jesteś i przeczytaliście to zostawcie po sobie komentarz. Nie koniecznie pozytywny, trochę konstruktywnej krytyki zawsze się przyda, po prostu komentarze motywują. :) 
 

piątek, 17 lipca 2015

Rozdział 1.

*Narrator* 

- Cholera! - krzyknęła kiedy kolejna mikstura wybuchła jej prosto w twarz. - W takim tempie na pewno nie sprowadzę tu Kola. - stwierdziła ocierając twarz, a łzy powoli zaczęły napływać jej do oczu. Rzuciła się na fotel, zaczęła myśleć co mogłaby mieć, gdyby...gdyby nie to, że jego już nie ma. 
Nie ma osoby przy, której czuła się bezpieczna, czuła się szczęśliwa, mogła być sobą, po prostu sobą. 
Nie mogła porzucić nadziei o sprowadzeniu go z powrotem. Musi być  przecież jakiś sposób, zawsze jest jakieś wyjście. Z zamysłu wyrwało ją stukanie do drzwi. Była północ, miasto jest puste (przez wybuch spowodowany kłótnią pomiędzy Klausem i Elijahem) każdy wyjechał, kto to może być? - zastanawiałą się idąc powoli w stronę drzwi, po drodze chwyciła kijek. Gdy była obok drzwi przyłożyła do nich ucho, usłyszała, czyjś płacz, bez zastanowienia otworzyła. 
- Lydia?! Boże, co ty tu robisz? 
- Ja...ja  mogę to naprawić, Davina pomogę Ci.
- Co? Lydia, uspokój się, wejdź i wszystko mi opowiedz. 
Dziewczyna weszła powoli do środka, Davina od dawna znała Lydię, były ze sobą blisko, obje nie raz sobie pomagały, chociaż nikt o tym nic nie wiedziała.
- Dobrze, więc, co się stało? Potrzebujesz pomocy?
-  To ty jej potrzebujesz. 
- Słucham?
- Chcesz Kola z powrotem? 
Davina spojrzała na nią ze zdziwieniem. 
 - Ale, skąd o tym wiesz? 
Dziewczyna westchnęła, zaczęła opowiadać przyjaciółce o wszystkim. Okazało się, że kiedyś go znała, a teraz wie jak go sprowadzić, ale to może nieść za sobą wielkie konsekwencje. 
- Jestem winna Ci przysługę, zaczęłam szukać odpowiedzi, a potem miałam sen..był taki realistyczny. 
Byłaś w nim ty, ja, Kol, Scott i mężczyzna w czerni, był wampirem, nigdy wcześniej go nie widziałam. To on powiedział mi,że mam tu przyjść, powiedział, że jestem czymś więcej niż Baneshee*. Czymś z większą mocą. Powiedział, że moja krew, że to jej Ci brakuje. 
- Chwila. kim jest Scott?
- Serio?! Mówię ci, że sprowadzę Kola, a ty pytasz kim jest Scott? - Lydia przewróciła oczami i po raz pierwszy od wejścia do domu uśmiechnęła się lekko - Scott to mój przyjciel, alfa. On też będzie potrzebny, ale nie wiem kiedy i do czego. 
Nagle przyjaciółka Daviny pochyliła głowę w dół i zakryła uszy rękami, z jej oczu leciała jakaś maź, czy to łzy? Davina podbiegła do niej, to nie łzy, to krew. 
- Odejdź, ja..ja muszę jej pomóc! - krzyczała - Muszę, muszę, muszę - powtarzała. 
Dlaczego to dla niej tak ważne? Dlaczego musi mi pomóc? - myślała brunetka. 
Lydia opadła na ziemie.
- Przyjdzie. - oznajmiła,i wstała jakby nic się nie stało. 
Przeczesała włosy ręką wydawało się, że nad czymś jeszcze się zastawia.

Zaczęła przeglądać fiolki i wybierać wszystkie te, które Davina już stosowała.  
- Kto? Nic nie rozumiem.
- On. 
- Jaki "on"?
- Gdybym wiedziała kim jest, to bym ci powiedziała. - rzuciła i przeglądała fiolki dalej, co chwilę coś mieszała. Wyglądała tak jakby wiedziała co robi, ale Davina wątpiła by tak było, sama nie rozumiała, co dokładnie Lydia robi, nie znała tej mieszanki, myślała, że niektórych z tamtych rzeczy nie można łączyć. Usiadła i przyglądała się koleżance. "On", wampir w czerni. Klaus? Elijah? Enzo? Nieee, wymieniała w myślach, ale żaden z nich nie pasował, nic się nie łączyło.  
W końcu wróciła wzrokiem do dziewczyny, teraz trzymała w ręku nóż, przecięła delikatnie rękę, tak, że spadło tylko kilka kropel. 
- Gotowe. 
- Spędziłaś nad tym kilka minut, jesteś pewna? 
- Tak. 
- Co mam z tym zrobić?
- Za dużo pytań. Też chce znać odpowiedz, chce wiedzieć, to nie jedyna misja, to nie jedyne konsekwencje. Davino, będziesz musiała nam pomóc, Kol też, nasza czwórka i poboczne osoby. 
- Czwórka? - zdziwiła się. -Aaa no tak, jeszcze ten cały Scott. 
- Gdyby tu o niego chodziło.. - westchnęła - Ten czwarty, to wampir, to "on".
- Lydio, a misje? Opowiedz mi o tym, tyle ile wiesz, jeśli mam Ci pomagać muszę wiedzieć tyle co ty. - powiedziała zdecydowanie, myślała jednak, że niczego się nie dowie.
- Dobrze. Są cztery misje, pierwszą jest Kol, drugą jesteś ty, trzecią "on", czwartą ja. Konsekwencją jest śmierć, moja śmierć. -zawahała się przez chwilę, ale dodała szybko - "on" powiedział, że tak musi być, ty albo ja. Dokonałam wyboru. 
- Nie pozwolę na to, wiesz? A te misje? Co mamy robić?
- Tego też nie wiem. Jestem zmęczone, położę się.
Davina uznała,że to jej dobrze zrobi, rozłożyła jej łóżko, a  sama usiadła na kanapie. Postanowiła, że nie bedzie spać, musi jej pilnować, nie wiadomo co się stanie. Długo myślała o misjach, ale nic nie mogła pojąć. Czemu to dzieję się teraz, czemu oni, kim jest "on", może tak naprawdę nikt go nie zna. No i jak uratować Lydię, przecież nie może umrzeć, sprowadzi Kola...to coś za co nigdy jej się nie odwdzięczy, może po prostu spróbuje uratować jej życie? Coś musi zrobić, wierzyła, że jej ukochany wróci, teraz uwierzy, że ona przeżyję, tak musi być. Kiedyś musi być dobrze. 
Same myślenie o tym bardzo ją zmęczyło, walczyła ze snem, ale nic z tego, musi przespać się chociaż chwilę. Przymknęła oczy. 
Jej sen nie trwał długo, zaledwie kilka minut, poczułą dziwne wibracje pod nogami. Wstała i podbiegła do przyjaciółki. 
- Lydia. - szepnęła tak by tylko ona ją usłyszała, dziewczyna od razu usiała. Też to czuła, to dziwne uczucie pod nogami i w środku, tak jakby teraz był ten moment. Tak, wiedziały to ta chwila. Serca zaczęły bić im szybciej. 
Davina podeszła do drzwi, w tym samym momencie rozległo się pukanie, dziewczyny szybko wymieniły spojrzenia. Drzwi powoli się otworzyły. 
- Uf, to tylko Damon. Jeszcze ciebie mi tu brakowało. Czego chcesz? 
- Lydia...gdzie jest Lydia. 


---------------------------------------------------------------------------------------------------------------------------
No więc to był pierwszy rozdział, mam nadzieję, że zostawicie po sobie komentarze, zależy mi i na tych pozytywnych i negatywnych. Liczę, że wyrazicie swoje zdanie. W razie pytań, to śmiało pytajcie.
Na razie nie ma tu jeszcze tła, ale mniej więcej we wtorek będzie. 
Dziękuje za przeczytanie!